Oj dawno nas tu nie było, powracamy do Omanu po raz trzeci dla przepięknych widoków i wspaniałej natury w każdej postaci.
„Świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę”
Podróż zaczynamy w piątkowy wieczór przejazdem do Szczecina, skąd w nocy we trójkę czyli Monika , Weronika i ja transferujemy się do Berlina na lotnisko Tegel. O 6.00 mamy krótki lot do Amsterdamu gdzie spotykamy się z pozostałymi uczestnikami wyprawy: Pyrką, Emsi,m i Stefanem. Oczekiwanie na kolejny lot na Amsterdamskim lotnisku Schiphol: kawa, ciacho i poszukiwanie Free WiFi.
Około godziny 10.00 jesteśmy już na pokładzie samolotu do Muscatu, przed nami męczący 8,5 godzinny lot z międzylądowaniem w Doha. Jedzenie w samolocie jak zwykle podłe ale mamy swoje kotlety mielone, mojej produkcji muffinki i jakieś drobne przekąski 🙂 nie umrzemy z głodu. Z nogami gorzej, nie mam co z nimi zrobić, gdzie je podziać?
Niewiele po 21.30 czasu miejscowego lądujemy na lotnisku w Muscacie, po odczekaniu w długiej kolejce kupujemy wizy i odbieramy bagaże z taśmy / wszystko jest /. Na lotnisku wita nas Jurek. Załatwiamy sprawy związane z wynajęciem samochodu i wymianą waluty. Nasza trójka udaje się do pobliskiego hotelu na noc, tam odpoczywamy przed tym co nas czeka.
Hotel standardem odbiega od naszych wyobrażeń ale nie po to tu przylecieliśmy aby spać w hotelach. Zarezerwowaliśmy pokój dwuosobowy z prośbą o dostawkę dla dorosłej osoby. Po przybyciu wstawiono dodatkowe łóżko. Pokój dość duży, okno z widokiem na zaplecze centrum handlowego.
Niezłe opakowanie do pilota.
Dzień 1
Wstajemy w miarę wcześnie, toaleta i śniadanie w hotelowej restauracji. Noo śniadanie to bardzo niewłaściwe słowo, to co podano na szwedzkim stole woła o pomstę do nieba. Obok hotelu jest centrum handlowe gdzie robimy jakieś podstawowe zakupy oraz kupujemy kartę do telefonu Omantel. Około 10 dołączają do nas Jurek, Pyrka, Emsi i Stefan i ruszamy w trzy samochody przez góry Jabal Halwi na południowy-wschód na Wahiba Sands.
Do użytkowania dostaliśmy nówkę sztukę Toyota Land Cruiser j200 V6 z automatyczną skrzynią biegów w pięknym kolorze biała perła z przebiegiem niecałe 4 tyś. Po oklejeniu jej w nasze logo ruszamy.
Dojazd do Wahiba Sands.
Wadi al Khabbah.
W okolicy Bidiyah z szutrowej drogi wjeżdżamy na piaskowy trak zwany Bidiyah Camps Road i zagłębiamy się w diuny.
Wahiba Sands to pustynny rejon Omanu nazwany tak od plemienia Bani Wahiba, zajmuje obszar 12.500 km2, gdzie czerwony piasek tworzy wydmy sięgające 100 metrów wysokości. Po drodze napotykamy lokalnych beduinów na wielbłądach. Widok sielankowy, a może to stylizacja?
Rozkoszujemy się jazdą i zaglądamy do Campu Al-Raha Tourism Camp z bungalowami dla „niemieckiego” turysty. Jest nawet plac zabaw dla dzieci.
Nieco dalej odbijamy z głównego traka na zachód i wbijamy się wyżej na diuny aby tam spędzić noc.
Nie jest łatwo.
Noc zapada bardzo szybko. Zrobiliśmy dziś 300km.
Dzień 2
Budziły już nas podczas poranków na wyprawach : psy, kozy, owce, krowy, osły ale Camele po raz pierwszy 🙂
Podeszły bardzo blisko, przywitały się, może liczyły na jakąś przekąskę ?
I poszły w siną dal.
Poranek zapowiadał się piękny
Plan na dzień dzisiejszy to dojechać do plaży nad Oceanem Indyjskim w okolicy Bar al Hikman. Jazda wyłącznie po bezdrożach, szerokich trakach piaskowych i szutrowych.
oooo jeszcze jakiś zabłąkany pieszczoch się znalazł
Ruszamy
Wybór drogi, problem taki odpada
Camel na spacerze biegnie za samochodem.
Interwencja, na bagażniku dachowym coś się poluzowało.
Z piaszczystych dróg na chwilkę tylko wracamy na asfalt aby dojechać do Muhut na obiadek by po chwili rozkoszować się kawą w interiorze.
W takie miejsce dojeżdżają tylko Toyoty.
Mała myszka pustynna w sypkim piachu próbuje wykopać norkę.
Krajobraz zmienia się co chwilkę. Gdyby tak trochę trawy dodać to byłaby sawanna.
Kompletne odludzie i pustkowie, pojedyncze drzewa i rozległa wioska beduinów. Warsztat samochodowy musi być.
Domek i obok bojler z ciepłą wodą 🙂
Lokalne wysypisko śmieci.
Wkrótce krajobraz znów się zmienia i już wybrzeżem jedziemy do miejsca docelowego i naszego noclegu nad brzegiem Oceanu Indyjskiego na półwyspie Bar al Hikman w okolicy Ras Zaywari. Dziś przejechaliśmy 244 km.
DZIEŃ 3
Okazuje się, że ocean dość mocno szumi w nocy 🙂
Poranek i widok rekompensuje tą małą niedogodność.
Okoliczności w jakich spędziliśmy wieczór, noc i poranek.
Plaża w Bar al Hikman o wschodzie słońca.
Jakowyś „obcy” tu lądowali?
Stół szwedzki i obsługa na stanowisku
Przed opuszczeniem tego malowniczego miejsca pozwalamy sobie na odrobinę frajdy z jazdy po plaży.
Weronice jazda po plaży też się podoba
Nasza trójka 🙂
Po wspaniałej zabawie, jedziemy około 3 km wzdłuż wybrzeża i wkraczamy w bardzo minimalistyczny solny krajobraz. Główny trak jest twardy, jednak odleglejsze tereny to niebezpieczna sabhka.
Łodzie rybackie tuż przy plaży.
W promieniu kilkunastu kilometrów nic a nic po horyzont.
Chyba GPS mu wysiadł 🙁 To smutne ale niestety nigdy podczas pobytu w Omanie / trzy krotnego / nie udało nam się zobaczyć żółwi, żywych żółwi. Ślady na piasku owszem i martwe sztuki. Kiedy byliśmy pierwszy raz w Omanie widzieliśmy wyrzuconego przez ocean martwego żółwia na plaży, za drugim razem na wyspie Masirah jakieś 500 m od plaży również martwy, jednak już tylko skorupa i kości. Trzeci raz niestety również martwy, zdjęcie poniżej.
hahaha, paparazzi 🙂 jedynie EMSI jakby nieśmiały. Po naszej zachodniej stronie mamy zatoczkę Ghubbat Hashish.
Przy wyjeździe stoi znak ostrzegawczy.
Kierujemy się na północ wzdłuż Wadi Halfayn do miasteczka Hiji gdzie zatankujemy paliwo.
Szkoła
i szkolne autobusy
Po wypiciu nieznośnie słodkiej kawy ruszamy na południe zobaczyć troszkę ptactwa w okolicy Filim u ujścia Wadi Halfayn.
Po nasyceniu oczu troszkę innymi kolorami jak dotychczas jedziemy na południe.
Ciekawskie dzieciaki na swoim podwórku.
Docieramy do rybackiej wioski Al Khaluf i zaglądamy do jednego z tutejszych warsztatów samochodowych. Tu zatrzymujemy się na dłużej
Jak to po naszemu by nazwać? wulkanizacja?
W Polsce by jeszcze wyklepali
Co córeczka fotografuje?
20 psi szczęścia i radości
u nas nie do zdobycia
Tego dnia duuużo jeździmy po plażach i w ich pobliżu, właśnie kierujemy się dalej na południe, a po drodze mamy niesamowite White Dunes w Ras Bintot.
selfi musi być
Dzień obfitował w niesamowite widoki czas na odpoczynek, pod drzewkiem.
Po lanczu jedziemy na Cinnamon Desert, gdzie zanocujemy. Słońce na każdym kroku udowadnia nam, że ono tu rządzi. Okolica Bantawt w Al Wusta .
Przedsionek Cinnamon Desert.
Poniżej w oddali pod drzewami nasz obóz
Po przejechaniu niecałych 200 km, oddajemy się leniuchowaniu, patrząc na gwiazdy.
DZIEN 4
Na Cinnamon Desert, która leży w rejonie Al Wusta jestem po raz trzeci jednak za każdym razem nocleg jest w innym miejscu. Na przestrzeni dwóch lat można zauważyć jak zmienia się krajobraz. Ta stosunkowo niewielka piaszczysta pustynia z pojedynczymi drzewami oraz ciemnymi i błyszczącymi skałami zachwyca swymi kolorami, których intensywność zmienia się wraz z położeniem słońca. Podczas tego pobytu Cinnamon Desert była dla nas łaskawsza niż podczas wyprawy w marcu 2012 roku kiedy to wiał silny wiatr unoszący miliardy ziarenek piasku, które zjadaliśmy z każdą łyżką ryżu.
Spektakularne wydmy …
… mieszają się z samotnymi drzewami
Po raz kolejny odwiedzają nas o poranku Camele , zerkają zdziwione i odchodzą.
Niektóre kończą swój żywot w nieznanych okolicznościach, a piasek raz zakrywa ich szczątki, a raz odkrywa.
Opuszczamy nasze miejsce noclegu klucząc pomiędzy wydmami i roślinnością.
Niesamowite dzieło natury.
To drzewo jeszcze kilka lat temu było całkowicie odkryte, a zanosi się na to, że wkrótce jego korona zniknie pod piaskiem.
Z żalem opuszczamy piękną Cinnamon Desert i drogą asfaltową kierujemy się na południe do Ad Duqm gdzie tankujemy i jemy lunch. Po lewej mijamy Rock Garden jest to miejsce z niezwykłymi formami skalnymi, które zostały wyrzeźbione przez miliony lat przez wodę i wiatr.
Lokalna restauracja, okienko podawcze 🙂
Zakupy w lokalnym supermarkecie.
Zwraca uwagę niezwykły wystrój, który to jest związany z Narodowym Świętem.
Nawet samochody są odpowiednio przyozdobione na cześć sułtana.
Za Duqm odbijamy na wschód i docieramy na plażę w Ras Markaz.
Na plaży odbywa się niezwykły spektakl z udziałem rybaków, którzy wrócili właśnie z połowów i ptactwa, które ma okazję na posiłek, bez wysiłku kradnąc ryby bezpośrednio z kontenerków.
Nieco dalej za Ras Madrakah opuszczamy drogę i przebijamy się po nieznośnie pagórkowatym terenie do plaży.
Docieramy do Wadi Tharif z Three Palm Trees Lagoon, miejsce gdzie próbuje się odtworzyć las namorzynowy.
Plaża i woda o temperaturze powietrza zachęcają do zabawy w Oceanie . Zostajemy tu na noc. Przejechaliśmy dziś 230 km.
DZIEŃ 5
Ocean był dla nas łaskawy, przypływ nie zmył nas do otchłani. Przed nami ciężki dzień, do przejechania mamy prawie 600 km. Krajobraz piaszczystej plaży nad Oceanem zamienimy na piaszczystą Empty Quater.
No chodź … przed nami kolejny dzień 🙂
ooo catering już działa
Jeszcze zerknięcie na Wadi Tharif
Na poboczu napotykamy samotnie stojącą 40 – stkę.
Grupa MD 🙂
Miłośnik białej broni i …. zabawek ?
Nawet klimatyzatory z logo Toyota
Weronika, Jurek, emsi, postój w Hayma
mkniemy …
widok na kokpit , kobiety dowodzą
Strefa około naftowa, kontrole policji i wojska w okolicy Barik
Wyczailiśmy wejście USB do zestawu muzycznego, podłączamy iPhona
no niestety, kobieca część załogi musi przyodziewać dłuuugie spódnice aby pokazać się w sklepie czy knajpie
Dobrze jest mieć wśród znajomych większych wariatów od siebie 🙂
Na nocleg docieramy na Empty Quarter.
DZIEŃ 6
Wieczór spędziliśmy przy ognisku , jednak długo nie dało się posiedzieć ponieważ wiał dość silny wiatr, który szybko nas dosłownie zasypywał piachem. Namiot postawiliśmy na zawietrznej koło samochodu aby nas nie zwiało 🙂
Północna część EQ na którą dojechaliśmy nie jest tak spektakularna jak jej południowe krańce.
Dzień bez kopania to dzień stracony.
… widziałem orła cień ….
wspinaczka nie jest łatwa w sypkim piachu
Droga powrotna i znów patrole wojska, jednak nie zatrzymują nas do kontroli.
Z dróg szutrowych zjeżdżamy na grząski piach – sabhka, wymaga to upuszczenia powietrza z kół.
w tym upale bieganie pod górkę to naprawdę wyzwanie, Weronika ściga się z Jurkiem.
styl grecki w Omanie
no niestety było miękko
Niestety coraz częstszy widok w Omanie, kilometrami ciągnące się rurociągi z gazem bądź ropą, utrudniają swobodne poruszanie się po tym pustynnym kraju.
Docieramy do znanego już miejsca jakim jest Ducky Rock
Zmęczone , padnięte …
Z Jurkiem jadę kilkaset metrów dalej aby zrobić kilka zdjęć zachodzącego słońca nad Ducky Rock, jest pięęęęęęknie.
DZIEŃ 7
Poranek pod kaczką 🙂
To z tego mniej więcej miejsca robiliśmy wczorajsze nocne zdjęcia
Ruszamy w drogę powrotną na północ. Zapuszczamy się w rejon archeologiczny Quarry i lekko błądzimy pośród czegoś w rodzaju kopalni kruszyw mineralnych.
Okazało się , że znaleźliśmy się na drodze, która należała do koncernu naftowego i nie powinniśmy byli się tam pojawić. Ten pan nie mógł pojąć jak my tam się znaleźliśmy?
Jakiś czas musieliśmy za nim jechać.
Kawka w Adam
Na parkingu przed centrum handlowym Lulu w Nizwa , zakupy na ostatnią noc pod gwiazdami. Tu kupiliśmy mięso na grila 🙂 więc kolacja była wyborna.
I jesteśmy już w terenie górskim Jabel Asherqi w Górach Hajr , niestety niebo nie jest klarowne.
Trasa w Wadi Bani Awuf jest bardzo malownicza i dostarcza wrażeń 4×4
Jest nieźle
Późnym popołudniem docieramy do Little Snake Canyon, a obok niego kilkadziesiąt metrów zatrzymujemy się na nocleg. W terenie górskim bardzo trudno o płaską miejscówkę. Zatrzymujemy się obok drogi.
Kanion jest zamknięty z obu stron wysokimi klifami.
Na szlaku mamy do pokonania wodę, trzeba zdjąć buty, na szczęście nie jest głęboko ale woda jest bardzo zimna.
Niezły widok i widać potencjał.
Schodzimy
Skały są bardzo gładkie
DZIEŃ 8
Nocleg spędziliśmy na bocznej drodze gdzie można było wygospodarować nieco płaskiej powierzchni.
Na zdjęciu poniżej widać nasze obozowisko 🙂
To była ostatnia noc spędzona w Omanie, zmierzamy do Muscatu
Szkolne Busy
Picupy służą tu do pracy, do ciężkiej pracy
Bezpieczeństwo na stacji paliw
Święto narodowe, więc nie żałujemy wody, trawa ma być zielona
Czym niższy numer rejestracji, tym droższa blacha
Obowiązkowy punkt programy, stary Suk
Niemcy na wakacjach 🙂
Po zakupach na Suku idziemy na posiłek, który przytłacza nas ilością
Podczas naszej wyprawy pokonaliśmy 2425 km
Byliśmy w Omanie po raz trzeci, czy pojedziemy tam kolejny raz?